poniedziałek, 29 grudnia 2014

Sam Bourne. Rachunek zemsty..

Trudno określić ten gatunek literacki - na pewno sensacyjny, ale połączony politycznym wątkiem współczesnym z przeszłością sięgającą okresu II Wojny Światowej.
Przed gmachem, będącym siedzibą ONZ ginie człowiek z pozoru zupełnie przypadkowo zastrzelony przez strażnika, a co z tego wyniknie to już treść tej ciekawej powieści.
Warto przeczytać, bo już sam tytuł coś niecoś nam sugeruje.

Garth Stein. Sztuka ścigania się w deszczu.

Wielka przyjaźń i przywiązanie, które połączyły kierowcę uczestniczącego w wyścigach samochodowych z psem - widziane oczyma psa.
Tak jak i jego pan, bohater - pies jest entuzjastą wyścigów samochodowych, które godzinami ogląda w telewizji uważając, że myśli i postępuje jak człowiek z tą różnicą, że jego ludzka dusza jest uwięziona w skórze psa.
Bardzo wzruszająca i piękna opowieść, w której znajdziemy miłość i czułość, wierność i ból, a także ludzką podłość, kłamstwo i niegodne zachowanie osób, które w najtrudniejszym okresie  życia naszego bohatera - kierowcy z premedytacją chciały go zniszczyć.
Kto kocha zwierzęta, a do tego jest entuzjastą wyścigów, powinien sięgnąć po tę sympatyczną, chociaż czasami smutną i dramatyczną w treści książkę.

Stella Rimington. Bezpośrednie zagrożenie.

Historia współcześnie opisana przez byłą funkcjonariuszkę służb wywiadowczych Wielkiej Brytanii i dlatego, pomimo sensacyjnej treści, jest bardzo wiarygodna.
Akcja rozgrywa się przede wszystkim w Irlandii, gdzie pozorny spokój nie może uśpić czujności MI5, czyli komórki wywiadu i słusznie, bo IRA jeszcze może niespodziewanie wkroczyć do akcji zbrojnej, chociaż pobudki działania są zaskakujące, a główny podejrzany też jest postacią co najmniej dziwną.
Wartka akcja, Irlandia, Londyn, Paryż i ludzie pracujący w komórkach wywiadu, których łączy jedna sprawa: jak najszybciej przerwać szaleńczy pomysł super zbrojnego odwetu.  
Warto przeczytać, przede wszystkim, żeby poznać sposób działania służb wywiadowczych kilku państw, ich służbowe formalne i nieformalne powiązania oraz zaangażowanie głównej bohaterki  w prowadzone dochodzenie i maleńki romansik dla ocieplenia ponurej rzeczywistości.

Markus Zusah. Złodziejka Książek.

Przeczytałam jednym tchem tę dziwną i jakże piękną opowieść o złych czasach sprzed i w czasie II Wojny Światowej.
Akcja czasami retrospektywna, jednak bardzo czytelna i wzruszająca pomimo, że narratorem jest Śmierć.
Nie potępia, nie przyśpiesza, nie opóźnia odejścia człowieka, tylko z troską pochyla się nad każdym i czeka, aby najdelikatniej ująć w dłonie w odpowiednim momencie duszę i przekazać ją gdzieś w przestworza Bogu.
Złodziejka książek to dziewczynka Liesel i jej losy, gdy z przyczyn politycznych trafia do rodziny zastępczej, do prostych ludzi mieszkających w małym miasteczku nad rzeką Amber, niedaleko Dachau. Pokochała książki i w nich znajduje pocieszenie w tych okrutnych i złych czasach.
Wspaniała postać jej przybranego ojca, robotnika i muzyka z artystyczną duszą - Hansa, jej przyjaciela i powiernika.
Jest też kapitalny kumpel, cytrynowłosy Rudi, przybrana matka Rose, znana z ostrego języka, skąpa i zła, wychowująca krzykiem i używająca niejednokrotnie przemocy fizycznej, ale to tylko pozory.
Partia, Hitlerjugend, holokaust to codzienność, ale też zwykli ludzie - Niemcy borykający się na co dzień z biedą, brakiem pracy i głodem.
Przypadek sprawił, że Liesel znalazła i przywłaszczyła pierwszą książkę, a następne to już kradła z premedytacją z biblioteki burmistrza.
Są inne bardzo ciekawe wątki łączące postać ojca - Hansa  z przeszłością sięgającą do okresu jego udziału w I Wojnie Światowej.
A Śmierć, biorąca w dłonie dusze wie, że te najlepsze i najszlachetniejsze są lekkie, zwiewne i bardzo delikatne.
Liesel pisze pamiętnik i to z niego dowiadujemy się o szkole, rodzinie, kolegach i jej przeżyciach, a recenzenci zachwyceni tą książką porównują ją do pamiętnika Anny Frank.
Jako wyjątkową i bardzo ciekawą polecam wszystkim bez wyjątku  z każdego pokolenia!!!

piątek, 26 grudnia 2014

Blogowigilia - 20 grudzień 2014r. Stadion Narodowy Warszawa.

Dziękuję Ci Ewuniu za piękną przygodę, która pozwoliła na poznanie przeze mnie przemiłej rodzinki polskich blogerów.

Mój kod wstępu 1952 - to rok mojej matury z czego wynika, że jestem z pokolenia pierwszej połowy ubiegłego wieku, ale absolutnie nie czuję się wiekowa!

Kocham czytanie, mój skromny ogród, ale na pierwszym miejscu są zawsze dwie moje wnuczki i wnuk.To moja pierworodna wnuczka Kiniusia namówiła mnie na pisanie bloga na temat przeczytanych książek, ale to tylko niewielka część z tych przeczytanych ostatnio, które po amatorsku recenzuję. Już nie piszę recenzji z kryminałów skandynawskich, tych bardzo popularnych i recenzowanych przez znawców nowości literatury światowej, czy też książek powszechnie znanych z naszej rodzimej literatury.

Co do rodzinki blogerów - poznałam na wigilii jasnowłosą śliczną Monikę,"włóczykija" lubiącego wszystkich serdecznie przytulać, przystojniaka z Wrocławia - Tomasza, entuzjastkę czytania Justynkę z Krakowa, najmłodszego blogera Mateuszka, rudowłosą Edie i wielu innych przemiłych młodych ludzi.

Impreza świetnie zorganizowana: gorące dania świąteczne, na życzenie drinki o różnych smakach, uśmiechnięte dziewczęta krążace wśród gości z tacami, Szkoci w kraciastych spódniczkach, brzuchaty Mikołaj, manicure dla chętnych, fotobudka, konkursy, muzyka, a przede wszystkim sprawne organizatorki: ILONA ,ANIA i EWA.

Z najwyższego poziomu "NARODOWEGO"podziwiałam olbrzymią choinkę,trzy lodowiska i
zjeżdżalnię,a wszystko w świąteczym oświetleniu. Pobyt w stolicy uświetnił nocny spacer po Placu Zamkowym z bajecznie kolorową choinką no i oczywiście jak tradycja każe musiałam zaliczyć Starówkę w świątecznej  krasie. pięknej jak i cała Warszawa.

To był dla mnie szalenie miły i niezapomniany sobotni grudniowy wieczór. Bardzo się cieszę, że poznałam Was wszystkich i mam nadzieję, że spotkamy się za rok lub wcześniej w tak przemiłym towarzystwie.

Na Stadionie Narodowym.

Z wnuczką z widokiem na Stadion Narodowy.

Nasze imiona na puszkach Coca Coli.

Z Mateuszem - najmłodszym Bloggerem.

Z Ewcią i moją wnuczką Kingą.

czwartek, 4 grudnia 2014

Lisa Genova. Motyl.

Alice - szanowana i uznana w środowisku naukowym na Harwardzie profesor, szczęśliwa żona naukowca, matka trojga już dorosłych dzieci, zaczyna się niepokoić dziwnymi zmianami, jakie zaobserwowała w swoim zachowaniu.
      Po licznych szczegółowych badaniach i przeprowadzanych testach przez uznanych specjalistów z dziedziny neurologii już zna diagnozę: ALZHEIMER. Od tego momentu krok po kroku choroba zaczyna się pogłębiać. Alice powiadamia o tym męża, syna lekarza, dwie córki oraz władze uczelni.       Na konferencji naukowej poświęconej dziedzinie, która jest jej naukowym kierunkiem powiadamia uczestników o swojej chorobie i zaczyna inne życie. 
Ta książka jest jedną z niewielu pozycji autobiograficznych doskonale oddającą charakter tej choroby.
     Wszystkie wątki tej kapitalnej książki - jakże prawdziwe i przekonywujące w odróżnieniu od publikacji dotychczasowych, ukazują nam postęp choroby od strony osoby chorej i są rzetelną relacją o odczuciach, zachowaniach i reakcjach na otoczenie osoby dotkniętej tym schorzeniem.
      To nie jest poradnik dla osób opiekujących się chorymi - to relacja osoby chorej i to naukowca, znającego doskonale procesy zachodzące w mózgu w momencie obumierania neuronów. MOTYL - to nazwa folderu w komputerze, w którym bohaterka umieszczała swoje zapiski.
Bardzo ciekawa, doskonała w czytaniu i przyswajaniu pojęć naukowych. Polecam wszystkim bez wyjątku czytelnikom jako bardzo dobrą  i ciekawą lekturę.


Thomas Barnhard. Wymazywanie - rozpad.

Autor to rodowity Austriak, rozprawiający się bezpardonowo ze wszystkimi wadami swoich rodaków. W bezlitosnej krytyce nie szczędzi nikogo - ani rodziny, ani najbliższego otoczenia, ani osób z najwyższych szczebli drabiny społecznej i politycznej - ani hierarchów kościoła katolickiego.
W swoim testamencie kategorycznie zakazał publikacji tej książki w Austrii przed połową XXI wieku.
Nasz bohater to bogaty, niezależny trochę naukowiec, trochę filozof mieszkający w Rzymie, gdzie osiadł po licznych podróżach, szukając swego miejsca na świecie.
Cała kilkusetstronicowa książka to wspomnienia z dzieciństwa, młodości i dyskusje z młodym bogatym uczniem, którego uczy języka niemieckiego- oczywiście wszystkie rozmowy i dialogi są tylko opisane jako zaszłości.
Przez całą książkę "rozprawia się" z nikczemnością państwa katolicko-narodowo-socjalistycznego, z zakłamaniem pełnych hipokryzji rodziców i ich przyjaciół byłych nazistów, a obecnie szacownych i uhonorowanych obywateli. Jedynymi ludźmi, o których się dobrze wyraża i których wspomina to ogrodnicy zatrudnieni w majątku i ludzie z okolicznych wsi. Rozprawia się z tymi zagadnieniami w niekończących się dysputach z samym sobą i młodym Gambettim. To książka - spowiedź.
Nienawidzi pięknej posiadłości rodzinnej Wolfsegg, chociaż ma też  i piękne wspomnienia.  Bez żenady pobiera miesięczne olbrzymie dotacje z zysków i bogactwa majątku rodziców, nie mając żadnych obiekcji. Książka właściwie rozpoczyna się wiadomością o śmierci rodziców i brata, a kończy się ich pogrzebem i niespodziewanym spadkiem po nich, który właśnie jemu jako następnemu w rodzie przypada - bo siostry się nie liczą.
Zaskakujące jest zakończenie książki, a tytuł mówiący o wymazywaniu świadczy sam za siebie -  to z pamięci nasz "bohater" chce wymazać wszystkie złe wspomnienia.
Thomas Bernhard to znany skandalista, autor licznych powieści i utworów scenicznych o charakterze
satyry politycznej, zmarły przedwcześnie w wieku 58 lat.
Książka trudna w odbiorze. Pisana w dziwnej formule, powtarzającej w nieskończoność te same zwroty, powiedzenia i myśli. Dla wytrawnych i cierpliwych czytelników z ambicjami trochę filozoficznymi.



Luis - Ferdinand Celine. Powrót do kresu nocy.

Pozycja nietuzinkowa, trudna w odbiorze ze względu na jej wyjątkowo pesymistyczną treść.
Wszystko, co otacza bohatera jest brudne, szare i beznadziejne.
Wszechobecne kłamstwa, hipokryzja, smród, choroby, rozkład i kompletny brak widoków na lepszą przyszłość nie każdego czytelnika nakłonią do jej przeczytania.
Okres I Wojny Światowej aż do lat trzydziestych to młodość autora, jego uczestnictwo w znienawidzonej wojnie, liczne podróże, studia medyczne i praca lekarza inspirują go do napisania tej
powieści.
Ferdynand idzie jako ochotnik na wojnę, na której bezpardonowo rozprawia się z głupotą i tępotą dowódców, ranny ląduje w szpitalu, a następnie "zalicza" kolejne szpitale psychiatryczne, a po wojnie płynie do Afryki, gdzie przebywa w kolonii francuskiej - niezbyt długo, żeby w końcu wylądować w wymarzonej Ameryce.
Wraca do Francji i tak jak autor kończy studia medyczne, podejmując pracę na peryferiach Paryża w wyjątkowo makabrycznych warunkach, gdzie brak podstawowych zasad higieny, nędza, insekty,
pijaństwo, prostytucja prowadzą do gruźlicy, tyfusu i chorób wenerycznych.
Jak w kalejdoskopie przewijają się na kartach powieści obrzydliwe typy ludzkie: podłe, kłamliwe, zdolne nawet do morderstwa. Lekarz zmaga się w miarę swoich możliwości z tą degrengoladą, która toczy środowisko, ale bezskutecznie.
Trochę urozmaicenia wprowadzają kobiety, z którymi zadaje się nasz bohater - ale to tylko krótkie epizody w jego życiu, po których pozostaje tylko niesmak w stosunku do Ferdynanda - człowieka niekonsekwentnego, tchórzliwego i jakże często postępującego nieetycznie i wręcz obrzydliwie.
Sam autor też nie przedstawia sobą człowieka solidnego i czystego moralnie. Jego wręcz krwiożerczy antysemityzm i kolaboracja z okupantem w czasie II Wojny Światowej doprowadzają go nawet do więzienia.
Jednak powieść ta zainspirowała wielu pisarzy XX wieku i miała swoich wielbicieli, tym bardziej, że
jest pisana językiem tzw.mówionym, a nie czystym literackim.
Cynicznej redukcji poddaje autor wszelkie uznane ogólnie wartości, takie jak: miłość, przyjaźń, patriotyzm, wiara czy bohaterstwo.
Przeczytałam te kilkaset stron powieści, chociaż nie jest to książka z mojej "bajki" - nie jestem z natury pesymistką i zmęczyło mnie to ciągłe widzenia świata z jego najgorszej strony.



Sergiusz Piasecki. Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy.

Jako dziewczyna słyszałam od rodziców o Sergiuszu Piaseckim, jego losach i jego książce napisanej w więzieniu. Dlatego też, gdy przypadkowo zobaczyłam ją na półce u znajomego bibliofila poprosiłam o wypożyczenie.
Przed II Wojną Światową jej wydanie to sensacyjne wydarzenie w świecie literackim, a jej poczytność była wprost niewiarygodna ze względu na autobiograficzną opowieść przemytnika.
Lata dwudzieste i pogranicze polsko-białorusko-rosyjskie,  na którym aż roiło się od przemytników,
krążących z towarem od kupców do pośredników od melin do zaprzyjaźnionych Żydów, tam i z powrotem przez pilnie strzeżoną granicę - to jej treść. Trafiali do więzień sowieckich, ginęli, znosili niepogody, mrozy, śnieżyce, deszcze i upały, ale nie rezygnowali ze swojej pasji przemytniczej.
Zarabiali dolary i złote ruble, które też bez umiaru wydawali na hulanki, picie do upadłego i na dziewczyny. Tylko nieliczni umieli i chcieli zmienić swoje dalsze życie na stabilne i lepsze.
Tworzyli tzw."partie" czyli zgrane grupy z przewodnikiem, lojalni wobec siebie, chociaż nie zawsze wobec innych.
Słonina, czekolada i spirytus to najczęstsze specjały, podtrzymujące ich siły często w wielokilometrowych trasach.
Sam autor, jako młody i niezbyt doświadczony, został pouczony przez wieloletniego przemytnika,że kierując się prawą ręką zwróconą ku Wielkiej Niedźwiedzicy - zawsze dotrze do Polski i był zawsze wierny tej jasno świecącej jak najukochańszej dziewczynie.
Jest miłość i przyjaźń, uwięzienia i ucieczki, opisy chutorów i wiosek, lasów i bagien, wschodów i zachodów słońca i kolegów - braci przemytniczej.
Niejeden western może pozazdrościć ilości przygód z dreszczykiem, jakie przeżywa nasz bohater.
Taki świat już nie istnieje, nie ma już Rosji sowieckiej, ani band przemytniczych, dostarczających towar deficytowy, który schodził "od ręki" za wschodnią granicą, a także uciekinierów politycznych,
którzy też korzystali z ich usług, dlatego warto wziąć do ręki tę książkę i przenieść się w ten zapomniany już okres sprzed 100 prawie lat.