niedziela, 19 lipca 2015

Katarzyna Bonda. Okularnik. Nie ma ciała, nie ma zbrodni.


Zachęcona przez znajomych sięgnęłam po książki Katarzyny Bonda. Na pewno nietypowe to książki Szperajaca po archiwach autorka, szukająca w IPN-nie i w więzieniach dla kobiet inspiracji do pisania pasjonujących powieści, łączy prawdę historyczną z fikcją literacką jak, na przykład, w Okularniku.

Sasza Załucka - profilerka jedzie do Hajnówki w celu odnalezienia śladów pobytu dawnego kochanka podejrzewanego przez nią o niecne czyny kryminalne (ten wątek jest w innej JEJ książce, pod tytułem "Pochłaniacz", której nie czytałam).

Jej pobyt w Hajnówce  i chęć rozwikłania zagadki wikła ją w szereg przedziwnych i nieprawdopodobnych zdarzeń i historii dotyczących okresu po II Wojnie Światowej.

A wszystko miało początek w pacyfikacji prawosławnych wsi białoruskiej przez polskich partyzantów.

Wszechobecna zmowa milczenia, zagadkowe zaginięcia kobiet, szpital psychiatryczny, a w nim przedziwne eksperymenty, oraz uwikłania mieszkańców w powiązania finansowe, towarzyskie, a nawet polityczne utrudniają zadanie naszej profilerce.

Dużo wątków (chyba o wiele ich za dużo) chociaż wiele z nich jest osadzonych w realiach i zaszłościach historycznych. Są młodzi "gniewni" pod wodzą katechety - czyli prawdziwi patrioci polscy i ciągle domagający się o więcej autonomii młodzi Białorusini - bo przecież to pogranicze!

Dla większego efektu jest makabryczna tajemnicza historia zabiegów w szpitalu w którym "bryluje" wiecznie piękna i młoda nimfomanka Pani Doktór, a także wyjątkowo postać prezesa i właściciela Zakładów Drzewnych mającego wpływ na wszystko co się dzieje w mieście i nie tylko.

Książkę tę poświęciła Pani Bonda swojej babci, która zginęła w pogromie wsi białoruskiej.
Nie zdradzam ani zakończenia, ani powiązań rodzinno - kryminalno - historycznych poszczególnych postaci, bo to historie opisane na blisko 900 stronach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz