piątek, 30 stycznia 2015

Oscar Hijuelos. Mambo Kings.

I znowu trafiła do mnie literatura latynoamerykańska i to nagrodzona pozycja w 1990 roku Nagrodą Politzera, ale tym razem można ją nazwać współczesną, bo obejmuje okres od (mniej więcej) 1946 do 1965 roku. Jest zbeletryzowaną biografią kubańskich muzyków, którzy wyjechali do USA jeszcze przed dojściem do władzy Fidela Castro, a później już nie wrócili do ukochanej ojczyzny.

Z każdej stronicy książki płynie do czytelników muzyka, wszechobecna miłość i gorący sex - bo to właśnie Kubańczycy, twórcy tej porywającej rytmami, nostalgią i emocjami muzyki, kochają najbardziej.

Tylko oni mogą nadać muzyce tak niezwykły klimat, wkładając w jej wykonanie całą duszę i serce.

Dwaj bracia - Castillo Nestor i Cesar - rozpoczynają swoją karierę muzyczną w Nowym Jorku. Grają w klubach, lokalach, na uroczystościach rodzinnych i kościelnych, a dzięki popularności nagrywają własną płytę i dostępują zaszczytu występując w programie telewizyjnym.
Starszy, Cesar, gra na gitarze, śpiewa, tańczy i kieruje zespołem. To przystojny i zawsze elegancki, pełen temperamentu mężczyzna, potrafiący uwieść setki kobiet i podbić serca słuchaczy. Młodszy, Nestor to pełen zadumy, smutny i łatwo wpadający w depresję chłopak, wciąż jeszcze przeżywający swoją dawną miłość. Jest kompozytorem i autorem słów utworów o miłości. grający na trąbce ukochany przez Cesara "młodszy braciszek".

Cesar od dzieciństwa kocha muzykę i kobiety, a pierwszą i najpiękniejszą miłością darzy swoją matkę. Przez całe życie zdobywa kobiety i to bez żadnych hamulców moralnych, a uwielbia je tak, jak dobre jedzenie, alkohol i papierosy - wszystko zawsze w nadmiarze. Ciężko pracuje pomagając innym - rodzinie na Kubie, rodakom szukającym pracy, kolejnym kochankom - nie troszcząc się absolutnie o swoje zdrowie, a przy tym, tak jak i inni jego rodacy, jest głęboko wierzącym katolikiem (w czym nie przeszkadza mu wątpliwa moralność).

Jak w kalejdoskopie, w końcowej części książki, Cesar powraca pamięcią do wszystkich minionych lat, piękna kwiatów drzew i całej przyrody Kuby, domu rodzinnego, pieszczoty cudownych rąk matki, niezliczonej ilości kobiet jego życia, oraz do wszystkich przyjaciół z którymi przez lata grał.

Rolę Cesara - Króla Mamby - grał w wersji kinowej sam Antonio Banderas. Podziwiam Kubę w tych opisach, promienie słońca wśród gałezi drzew, hibiskusy, pojawiające się jak malowane tańczące obrazy. Polecam czytelnikom, chociaż  dużo w niej wyuzdanego sexu i opisu olbrzymiego przyrodzenia głównego bohatera.

Moja młodość upłynęła w rytmie rumby, samby i rock&rolla, a mój mąż był muzykiem w zespole jazzowym, dlatego czułam melodię i gorące rytmy tej książki, którą przeczytałam z zapartym tchem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz