piątek, 6 lipca 2018

Olga Rudnicka. Martwe jezioro. Czy ten rudy kot to pies?.

Dla odmiany to już bardziej powieść obyczajowa chociaż też w jakimś stopniu ze zbrodnią w tle.
Młoda, wykształcona, samodzielna, dobrze usytuowana Beata nie może pogodzić się z sytuacją jaka panuje w jej rodzinie. Kompletny brak jakichkolwiek uczuć ze strony rodziców był i jest zagadkowy.
Od osiemnastego roku życia została formalnie odtrącona przez rodziców, a przez całe dzieciństwo czuła się niekochana i niechciana chociaż miała zapewniony byt, naukę i podstawowe warunki życia.
Podświadomie czuje, że zachowanie się rodziców nie jest normalne bo młodsza siostra jest otoczona miłością i troską.
Nieoczekiwanie zostaje zaproszona na ślub i wesele siostry co ją utwierdza w przekonaniu, że za tym zaproszeniem coś się kryje.
Wynajmuje detektywa z nadzieją, że jakaś tajemnica i przeszłości wyjdzie na jaw. I tak się też stało!

Druga część to już przygody Ulki - przyjaciółki i wspólnej dotychczas lokatorki Beaty.
Ciągle uwikłana w nieprzemyślane związki, pełna temperamentu chociaż z dobrymi intencjami zostaje z dnia na dzień bez pracy i postanawia wyjechać na wycieczkę do Irlandii.
Oczywiście przez swoje roztrzepanie i gapiostwo "ląduje" we  wsi pod Wrocławiem.
Odnajduje się w domu dwóch młodych ludzi, prowadzi im dom, zawiązuje przyjaźnie i zaczyna bawić się w detektywa i to z jakim doskonałym skutkiem!.

Znowu historia nieprawdopodobna, zabawna, zaskakująca czytelnika, sympatyczna i dobra na letnią lekturę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz